czwartek, 14 marca 2013

Rozdział 9. :]

05.01.2013r., Londyn, mieszkanie Harrego, perspektywa Blake:
- Cześć siostrzyczko! - krzyknęłam wchodząc do kuchni. Przy małym stoliczku pod oknem, siedziała Leighton i czytała gazetę. Dziewczyna nie odpowiedziała tylko uśmiechnęła się. - Jak się spało?
- Dobrze, choć i tak moje łóżko jest wygodniejsze, niż to w twoim pokoju. Tak dawno z tobą nie spałam! - powiedziała i zaśmiała się.
- Zaraz jedziemy do kliniki i może załóż coś luźnego. - mówiłam biorąc nadgryzionego tosta z talerza siostry.
- Przecież jestem ubrana. - wstała i obróciła się.
- Dla kogo ty się tak stroisz? - zapytałam podejrzliwie.
- Wczoraj wieczorem rozmawiałam z Harrym i umówił mnie z kolegą. - powiedziała więc wyplułam przed siebie sok, który właśnie piłam.
- A-a-ale ty się umalowałaś, masz koka, masz spódniczkę. Tak na randkę? To nie w twoim stylu.
- Wiesz postanowiłam się zmienić i zmieniłam też kierunek na studiach. Zastanawiałam się nad archeologią i antropologią, ale stwierdziłam, że to może kiedy indziej. Potem zastanawiałam się nad sztuką, ale to bardziej w twoim stylu, coś podpowiadało mi też o języku angielskim i literaturze. Ale ostatecznie chcę studiować psychologię. A co myślisz o dziennikarstwie? - mówiła obojętnie, nadal czytając gazetę, a ja z każdym jej kolejnym słowem coraz bardziej otwierałam usta.
- Ale zastanowiłaś się nad tym poważnie? Wiem, że to twoje życie, ale zastanów się.- rzuciłam w jej stronę i poczułam się jak mama, która doradza swojemu dziecku.
- Zastanowiłam się już kochanie. - powiedziała i wyszła z kuchni. Spojrzałam na zegar, który wskazywał dziesiątą. Z wiekiem się
coraz wcześniej wstaje. Postanowiłam, że pójdę się ubrać. Chwilę później stanęłam przed swoją szafą. Wyciągnęłam kilka rzeczy, które zabrałam do łazienki. W toalecie ubrałam się, umalowałam, umyłam zęby. Spojrzałam w lustro. Jest dobrze - pomyślałam. Cieszę się z randki Leighton z...ZARAZ PRZECIEŻ JEST UMÓWIONA Z SID'EM I HARRY DOBRZE O TYM WIEDZIAŁ. O nie.
- Leighton! Jedziemy do chłopców. Dzwoń do Paula i spytaj się gdzie są, albo włącz na głośnik. Rozmowa telefoniczna:
- Halo?
- Cześć Paul, gdzie są chłopcy?  - powiedziałam siedząc już w samochodzie.
- Na próbie.
- Ale gdzie jest ta próba? - wrzasnęłam.
- No na Madison Square Garde, a co?
- A możemy na chwilkę, do nich wejść?
- Tak, wyjdę przed...
- Dobra, cześć.
Koniec rozmowy telefonicznej.
- Dlaczego jedziesz do chłopców? Nie możesz zadzwonić?
- A przez telefon da się zabijać? Bo chyba nie. - powiedziałam głosem takim, że sama się siebie przestraszyłam.
 Chwilę później wchodziłyśmy z Paulem już na sale, na której chłopcy mieli próbę. Śpiewali właśnie Kiss You.
- Hej! Styles! - chłopak nie odwrócił się mimo tego iż stałam za nim. - HEJ STYLES DEBILU! - powiedziałam już przez mikrofon Niall'a. Chłopak wzdrygnął się
- O hej Blake. Coś się stało? Masz taką minę. 
- TY DEBILU! NA SŁÓWKO! RAZ! - wykrzyczałam i pociągnęłam chłopaka w stronę toalety dla występujących.
- Co chcesz? Mam próbę.
- No Leighton mi powiedziała, że z kimś ją umówiłeś!
- Tak, z kolegą Zayn'a, Sid'em.
- Po cholerę?! Ja też ją umówiłam! Zresztą mówiłam ci o tym wczoraj!
- Tak, kazałaś mi umówić Leighton na randkę.
- Nie! Ja sama ją umówiłam, a ty ją miałeś zabrją do milk shake city! - powiedziałam i zaczęłam bić chłopaka torbą, przez co, co chwilę się oddalaliśmy i w końcu znaleźliśmy się na środku sceny. Nagle przestałam go bić bo zobaczyłam, że Leighton rozmawia, prawdopodobnie z perkusistą. 
- KTO. TO. JEST. - mówiłam, po każdym słowie, biorąc oddech.
- To jest Josh nasz perkusista. - powiedział Harry, a ja nie wierzyłam w to co widzę, moja siostra flirtuję z perkusistą. 
- Leighton! Jedziemy do kliniki! 
- Już! Cześć Josh, do jutra! - pocałowała go w policzek. To nie jest moja siostra. 
    

*
 - Co to było z tym Josh'em! Flirtowałaś z nim. 
- No i? Harry mi wczoraj o nim powiedział. A teraz chodźmy już na badanie. - powiedziała moja siostra. Po chwili wchodziłyśmy już do gabinetu dyrektorki kliniki i również psychologa i  psychiatrę, który prowadzi terapie mojej siostry, pani Antoinette Jordan. 
- Dzień dobry!  - zawołała moja siostra na wejściu.
- Witaj Leighton, dzień dobry Blake.
- Dzień dobry.
- Więc chodź na wagę. - Nette - mówimy tak na nią z Lei - zmierzyła i zważyła moją siostrę.
- O jeszcze dziewięć kilogramów i koniec naszych spotkań. Tylko wizyty kontrolne. Jak się czujesz?
- Dobrze, ale jestem trochę słaba. Zauważyłam to wczoraj, jak wchodziłam po schodach.
- Tak? Coś cię dokładnie boli? Czy to tylko osłabienie?
- Nie, to tylko osłabienie.
- A może chcesz ciasta?
- Tak, ale kawałek. Mały kawałeczek.
- Już daję, a ty Blake też chcesz?
- Nie, dziękuję. - od razu pomyślałam o tym jak kiedyś nigdy nie kupowałam sobie hamburgerów gdy byłam z Lei. Ona zawsze kupowała jednego, nigdy nie jadła go, zawszę musiałam po niej jeść.
- Więc masz 164 centymetrów wzrostu, ważysz 45 kilo. Powinnaś ważyć około 54. Możesz 53 jeśli ci bardzo na tym zależy, choć nie powinno. Powiadom rodziców, a my się spotkamy za tydzień. 
- Dobrze, a mogę przyjść ze znajomymi?
- Niestety nie. 
- Aha, to do widzenia! - powiedziała moja siostra, tym samym wymigując się od zjedzenia ciasta.
- Do widzenia. - odpowiedziała pani Jordan, ciepłym tonem. Leighton od razu po wyjściu się do mnie odwróciła, tak, że wpadłam z hukiem na ścianę. 
- Musimy powiedzieć im. - powiedziałam od razu, choć było widać, że to ona chciała zacząć rozmowę.
- Im? - Leighton zrobiła dziwną minę.
- No chłopakom oraz Danielle, Eleanor i Perrie.
- Czekaj, czekaj. To moja choroba, więc ja im powiem. Ale dlaczego ja mam im to w ogóle mówić?
- Bo myślałam, że wiesz...Dobra źle zaczęłam. - zaśmiałam się z własnej głupoty - No oni nam kupują i sami remontują mieszkanie, mieszkamy u nich, załatwili nam pracę. Pomagają nam. Nie sądzisz, że powinni wiedzieć?
- Wiesz, patrzysz na to z innej perspektywy niż ja. - powiedziała, machając mi palcem przed nosem.
- A z jakiej ty patrzyłaś? - zapytałam się, machając tak samo jak ona przed chwilą tylko, że głową i przed jej nosem.
- No szczerze to nie wiem, ale z jakieś patrzyłam, nie?
- No tak i szczerze teraz to powiedziałaś jak jakaś blondynka, owijająca sobie gumę wokół palca. - obie zaśmiałyśmy się z tej wypowiedzi.
- Może masz rację. Powinnam. Zróbmy obiad, taki dla wszystkich! Zjemy w ogrodzie!
- Hej, hej, hej! Kochana, jest zima. Nie rozpędzaj się tak, możemy po prostu zrobić jakieś małe spotkanie towarzyskie, czy coś w tym stylu.
- Tak, masz rację. To całkiem, całkiem pomysł. Choć wolałabym coś większego, ale takie spotkanie też jest git.
- No to może jutro?
- Tak, to całkiem dobry pomysł. Powiadomię wszystkich. Trzeba wszystko przygotować. Zrobimy dużo jedzenia, wszystko zjecie. - moja siostra rozmarzyła się trzymając telefon w dłoni, którą machała w jakimś nieokreślonym kierunku.
- Zaraz, zaraz. ZJECIE? - powiedziałam chyba za głośno, bo kilka osób spojrzało się na mnie. No tak, jesteśmy jeszcze w klinice, a najdokładniej nie ruszyłyśmy się z miejsca od początku naszej rozmowy.
- No ja też trochę zjem.
- No mam nadzieje!

*
06.01.2013r., Londyn, mieszkanie Niall'a/ Louis'a, perspektywa Leighton:
 Właśnie szykowałam się na towarzyskie spotkanie, które po długich kłótniach chłopców, w końcu odbywa się w domu Eleanor i Louis'a. Nie tylko dlatego, że dziewczyna jest w ciąży i je dziwne rzeczy, to co chwilę wymiotuje. Ale również dlatego, że nie dawno kupili dom i dziś ma się odbyć 'parapetówka'. Właśnie zakładałam ubrania kupione przed randką. Właśnie randka! Miałam dzisiaj dwie randki, z dwoma Sid'ami. Jeden okazał się totalnym nieudacznikiem. Na każdym kroku się przewracał, albo coś przewracał. Drugi miał 160 centymetrów wzrostu, musiało to śmiesznie wyglądać gdy z nim szłam przez park. Moje poranne postanowienie o zmienianiu się, odleciało gdzieś z wiatrem po piętnastu minutach pierwszej randki. Nie mogłam się odezwać i cały czas piłam shake. Postanowiłam, że pójdę sprawdzić jak idą przygotowania Niallerowi. Wyszłam z pokoju i zderzyłam się z chłopakiem.
- Cześć, wstałeś już? Może chcesz coś? - zapytałam się chłopaka, gdyż z tego co wiem od Harrego, który pojechał po Horana, to chłopak wrócił jakoś o czwartej nad ranem. Jest pierwsza po południu i gdyby nie ten fakt, że chłopcy mieli jakieś spotkanie to chłopak pewnie by się wyspał.
- Cześć. Nie , nie chcę. Już jedziemy? Chcesz prowadzić?
- Tak, już jedziemy. Tak, będę prowadzić. I czy mogę tak iść, czy założyć coś bardziej eleganckiego? - powiedziałam i obróciłam się.
- Nie, tak jest wspaniale. A wyprasujesz mi spodnie? Coo?
- Pewnie, ale które i gdzie jest żelazko?
- Chodź, pokaże ci.

*
 Pół godziny później, staliśmy przed domem Louis'a i Eleanor. Zadzwoniłam dzwonkiem. Po chwili usłyszałam jakiś huk, aż się przestraszyłam.
- Kochanie otworzysz! - krzyknęła chyba Ele.
- Nie mogę w tej chwili, bo kwiatek się przewrócił! - już prawdopodobnie wiemy skąd ten huk.
- Tak mężczyźni! Za karę ty jutro robisz śniadanie i to do łóżka!
 Po chwili w drzwiach pojawiła się dziewczyna. Ubrana była w czarne legginsy, w białą, długą o zwiewną koszulę i szary sweter za kolana w białe płatki śniegu i renifery. 
- Cześć Leighton! Cześć Niall! - zawołała i przytuliła mnie, a później chłopaka.
- Cześć Eleanor, ktoś już jest? - powiedziałam rozbierając się z okrycia.
- Tak, są już wszyscy.
- O kurczę, spóźniliśmy się. A wy pewnie czekacie z obiadem na nas.
- Nie, nie spóźniliście się, to oni przyszli za wcześnie. Wchodźcie, wchodźcie! - rzekła, a po chwili wchodziliśmy już do jadalni, w której znajdował się wielki, pięknie nakryty stół. Wszyscy już siedzieli. Poczułam się trochę niekomfortowo, bo wszystkie dziewczyny miały jakieś sukienki. A ja? A ja byłam ubrana w co prawda nowe ubrania, ale jednak jakoś nie trafiłam ze strojem. 
- Cześć! - zawołałam cichutko.
- Hej. -  odpowiedział Louis, niosąc jakąś pieczeń z kurczaka. Po chwili usłyszałam dużo głosów, każdy krzyczał coś w moją stronę. Trochę zawirowało mi w głowie. Odruchowo złapałam się ściany. Zaczęłam głęboko oddychać. Blake natychmiastowo wstała i pomogła usiąść mi na krześle. Nie wiem kto, ale ktoś pod nos podstawił mi szklankę wody, którą zaczęłam wolno pić. Obraz po woli się ustatkował, a ja z uśmiechem jak gdyby nigdy nic, zaczęłam jeść obiad.
- No więc, to tylko taki zawrót głowy. Nie ma czym się przejmować. - spojrzałam się na moją siostrę, która widelec wbijała w kawałek kurczaka i mroziła mnie wzrokiem.
 Troszkę później, gdy wszyscy już zjedli, a ja z Perrie i Louis'em włożyliśmy naczynia do zmywarki, nadszedł czas szczerości. Dziewczyny z kawą, prócz Ele, która siedziała z wodą, a chłopcy z piwem, zasiedliśmy przy małym stoliczku przed telewizorem. 
- No to może my zaczniemy. - powiedział nieśmiało Zayn.
- Więc, za rok planujemy dziecko, ale to dopiero wtedy, gdy wszystko się ustatkuje.
- Wszystko się ustatkuje? - zapytał Harry.
- No gdy Eleanor urodzi. 
- No to gratulacje! - krzyknął Liam.
- Teraz my. Więc jak wiecie urodzę...dziewczynkę!  - powiedziała Ele, a wszyscy zaczęli bić brawo i wiwatować. 
- No i oświadczyłem się Eleanor! Ślub będzie za dwa miesiące! - znów każdy zaczął krzyczeć, nawet ja. 
- No to my teraz coś powiemy. Więc ja i Danielle...kupujemy sobie psa!
- Liam! Myślałam, że powiesz, że bierzecie ślub. Zawiodłam się na was! - ktoś zawołał, wszyscy rechotali w najlepsze, a mi serce zabiję mocniej. Zaraz ja zabiorę głos. 
- Teraz my zabierzemy głos. - powiedziała Blake. Wszyscy na nią spojrzeli, potem przenieśli wzrok na mnie.
- Więc skoro mamy taką chwilę szczerości. To Leighton chcę wam coś powiedzieć. 
- Ja? Aaa! No tak. Bo ja. Ja, jestem.. - nie mogłam wymówić nic, wielka gula stanęła mi w gardle.
- Leighton, może ja? - zapytała się Blake, a ja energicznie pokiwałam głową w górę i w dół. 
- Więc to zaczęło się gdy Lei miała 15 lat. Zaczęła się odchudzać. Całe odchudzanie trwało trzy miesiące. Potem jadła jak..jak, no strasznie dużo. Kilka tygodni później znów się odchudzała, ale w końcu wpadła w anoreksje, bardziej zaburzenia odżywiania. Raz się odchudzała, a raz jadła aż za dużo. Nie mogła przestać. I w końcu trzy lata później wyszła z tego. Wydawało się, że to już nie wróci. Ten nawyk. Anoreksja. Ale po kilku miesiącach znowu... - głos jej się załamał - zaczęła się odchudzać. I raz ważyła więcej, a raz mniej. I tak zaczęła się jej terapia. Trwa, aż do dzisiaj. 
- O matko Leighton.. - wydusiła Danielle.
- Nie, nie mówcie nic. Nie chcę żebyście mi współczuli. Po prostu traktujcie mnie tak, jakbyście tego nie wiedzieli.
- Tak.
- Pewnie.
- Oczywiście.
- Nie ma sprawy.
- Jasne. 
 Nawet nie wiedziałam kto co mówi, ale poczułam się szczęśliwa. Poczułam się szczęśliwa.Czuję jakbym miała przyjaciół, którzy będą dłużej niż na chwilę. 

----
Rozdział jest. (: Poznaliście tajemnice Leighton :D WOHO! 
Do przeczytania! :*
2 komentarze=next.;]

5 komentarzy:

  1. Next! Next! Next!
    Mam nadzieję, że drugi komentarz pojawi się jak najszybciej!! ♥
    Mam prośbę :)
    Mogłabyś wyłączyć kodowanie przy dodawaniu komentarzy, byłoby o wiele łatwiej *,*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na kolejne rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń
  3. nominowałam cię do The Veratile Blogger Award :D
    szczegóły u mnie na blogu:
    http://you-are-mine-i-am-yours.blogspot.com/2013/03/the-veratile-blogger-award-456.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Z góry przepraszam za spam <3
    "Ale ty wolisz jego, prawda? Nie wiem w czym on jest ode mnie lepszy, ale wiem na pewno, że nigdy nie będzie cię kochać bardziej ode mnie" - http://young-crazy-dreams.blogspot.com/ Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne :D
    zapraszam do mnie i do mojej koleżanki
    http://loveissomethingmorethanfriendship.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń